Showing posts with label wersja polska. Show all posts
Showing posts with label wersja polska. Show all posts

Thursday, March 26, 2009

Kia Ora Aotearoa [pl]

Nowa Zelandia 23.02.2009 – 06.04.2009

Nowa Zelandia, szczegolnie jej poludniowa wyspa, jest niewatpliwie piekna! Po czterech tygodniach podrozy przejechalismy wzdluz obu wysp z polnocy na poludnie i udalo sie nam co nieco zobaczyc w tym sporym kraju. Przy Austaralii, Nowa Zelandia wydaje sie niewielka, ale jej powierzchnia jest trzy razy wieksza od Irlandii i nieco mniejsza od Polski. Na blisko 270 tys. km2 mieszka jedynie okolo 4mln mieszkancow, a przewodniki podaja, ze na jednego Kiwi ( nowozelandczyka) przypada 10 owiec...my dodalibysmy jeszcze, ze pewnie jeszcze wiecej turystow! Szybko nauczylismy sie unikac najbardziej polecanych w przewodnikach miejsc i przejsc. Tak zwane ‘’must see & must do’’ to niekonczaca sie procesja wypelnionych turystami autobusow i samochodow. Trzeba jednak przyznac, ze zaplecze turystyczne jest bardzo dobrze przygotowane i dziala bez zarzutu. Latwo i wygodnie sie tu podrozuje ludziom w kazdym wieku. Szeroki dostep do informacji i niekonczacy sie wachlarz atrakcji nie pozwoli sie nudzic nikomu kto jeszcze nie ujrzal dna w swoim portfelu.

Pierwsze zapoznanie z kultura maoryska mielismy zaraz na poczatku naszego pobytu. W Waithangi, Bay of Islands trafilismy na wieczorne przedstawienie lokalnej mlodziezy, opowiadajace w skrocie o historii i kulturze pierwotnych mieszkancow wysp. W ten mokry wieczor, w strugach deszczu zostalismy przywitani tradycyjnym hongi czyli przyciskaniem nosow.
W Waipoua Forest po raz pierwszy mielismy okazje zobaczyc nowozelandzki busz, a przynajmniej jego bardziej „ucywilizowana” wersje ze sciezka. Podziwialismy ogromne i stare drzewa kauri i drzewiaste paprocie.
W Tuaranga, Bay of Plenty podgladalismy z bliska delfiny w ich naturalnym srodowisku. Te wesole ssaki porzucily na chwile polowanie, by pobawic sie w wyscigi z lodka na ktorej plynelismy.
Podziwialismy zjawiska geotermalne w Rotorua i wspielismy sie na stozek wulkanu Ngauruhoe w Parku Narodowym Tongariro, ktorego ksiezycowy krajobraz posluzyl w filmie ‘’Wladca Pierscieni’’ za tlo do krainy Mordoru.

Wyspa poludniowa oferuje niezliczona ilosc atrakcji. Zaczynajac od splywow pontonami, a na skokach na bungy konczac. Wszystkie atrakcje maja jednak swoja cene, wiec to czego mozna sporobowac scisle zwiazane jest z zasobnoscia portfela. Na szczescie wiele przyjemnosci sprawia tez przygladanie sie innym i zrobienie kilku zdjec. W ten sposob „uczestniczylismy” w skokach z samolotu nad otoczonym gorami jeziorem Wanaka, a w okoliach Queenstown, pedzilismy lodzia motorowa w skalistym kanionie rzeki Shootover oraz rzucalismy sie w przepasc na bungy – bardzo to bezpieczne ;).
Ciagnace sie prawie przez cala dlugosc wyspy poludniowej nowozelandzkie Alpy sa wspanialym miejscem do jedno- i wielodniowych wedrowek. Nam udalo sie wybrac na Mt. Avalanche w Parku Narodowym Arthur's Pass, z ktorego moglismy podziwiac doline bedaca jedna z niewielu polaczen wschodniego i zachodniego wybrzeza. W Parku Narodowym Mount Cook podeszlismy do podnoza najwyzszego szczytu Nowej Zelandii - gory Cooka (3754m).
Starajac sie wybrac w niezliczonej ilosci sciezek rowerowych, przejechalismy odcinek trasy Queen Charlotte Track, w krainie polwyspow i zatoczek Malborough Sounds oraz Moonlight Track z rozleglymi gorskimi widokami w okolicach Queenstown.
W parku narodowym Abel Tasman na dwudniowej wyprawie kajakowej ogladalismy kolonie fok w rezerwacie przyrody na Tonga Island. Na polwyspie Otago w okolicy Dunedin widzielismy szybujace nad naszymi glowami albatrosy. Wielkie ptaki maja ponad 2m rozpietosci skrzydel i rzucaja na ziemie calkiem spory cien i calkiem spore kupy ;)
Przebywajac tu dostatecznie dlugo lub majac szczescie spotkac kogos sluzacego dobra rada J, mozna trafic na miejsce takie jak park krajobrazowy Stream Cave gdzie (za darmo!) mozna brodzac po pas w lodowatej wodzie ekspolorowac korytarze wydrazonej przez stumien jaskini.

Najbardziej oddalonym na poludnie punktem naszej podrozy byl Milford Sound w Parku Narodowym Fiordland, gdzie fiordy nam z reki jadly, a gory piely sie prawie pionowymi scianami na wysokosc 2500m.
Przed nami niespieszny powrot na polnoc do Auckland, skad lecimy dalej.
Do nastepnego razu!




picasa gallery
galeria z Nowej Zelandii

Wednesday, March 11, 2009

Zachodnia Australia

Zachodnia Australia 06.01-22.01.2009
W Australii bylo bardzo cieplo i bardzo ciekawie. Przez pierwsze 1.5 tygodnia przemieszczalismy sie wzdluz zachodniego wybrzeza z Perth na polnoc, docierajac do Exmouth, pozniej w ciagu jednego dnia wrocilismy do Perth pokonujac 1300 km w ciagu 12-godzinnej podrozy. Na ostatnie 3 dni zjechalismy na poludnie do Margaret River. Zrobilismy w sumie 5500 km, pewnie tyle samo zdjec i zebralismy spory worek wrazen.

Perth jest najbardziej oddalonym od innych miast miastem na calej kuli ziemskiej! Co za tym idzie -zachodnie wybrzeze Australii jest mniej zaludnione niz wschodnie, za to oferuje wiele atrakcji w stosunkowo, jak na ten spory kraj, niewielkiej odleglosci od siebie. Odwiedzilismy Park Narodowy Nambung gdzie podziwialismy skalne ostance zwane Pinnacles. W Parku Narodowym Kalbarri ogladalismy przelom rzeki Murchison. Zwiedzilismy Shark Bay, zatoke objeta patronatem Unesco ze wzgledu na jej bogate i unikalne walory. Spotkalismy delfiny w Monkey Mia. Nurkowalismy z maska i rurka w Coral Bay oraz Exmouth na rafie koralowej Ningaloo porownywanej przez wielu do Wilekiej Rafy Koralowej i ponoc niewiele jej ustepujacej. Widzielismy mnostwo ciekawych zwierzakow, wiele dzikich na wolnosci, czesc w zoo, troche pod woda i niestety tez sporo rozjechanych... Probowalismy ujarzmic fale w Margaret River, najlepszym w okolicy miejscu do surfowania, podgladalismy zolwice morska skladajaca jaja na plazy, smazylismy sie w 46 stopniach i wcale nie chcielismy wylatywac dalej.



picasa gallery
Zobaczcie na zdjeciach sami

Monday, February 9, 2009

Na drugiej polkuli - Perth, Australia

aktualnie - Western Australia

Taaak! Jest tak jak powino byc, slonce, blekitne niebo, morze, i dobra kawa utrzymujaca nas na nogach po kolejnej zmianie czasu. Perth jawi sie nam jako miasteczko, ktorego opaleni mieszkancy wszedzie naokolo uprawiaja najprzyjemniejsze sporty - jezdza na rowerze, plywaja na windsurfingu, biegaja z psami nad brzegiem morza... Moze to dlatego ze jest wlasnie weekend!

Wczoraj zrobilismy sobie dzien aklimatyzacji po podrozy, a dzisiaj ruszylismy na polnoc. Wieczorem widzielismy najprawdziwsze, dzikie kangury !!! Pozdrawiamy z pikniku przy swietle ksiezyca i szumie fal. Achhhh.... jest pieknie!
Do nastepnego razu!

北京 - zimna stolica Chin

Beijing 30.01-06.02.2009
Zzzimnoooo... -9C, choc i tak mielismy duzo szczescia z pogoda bo tydzien wczesniej bylo -17C. Pierwszego dnia niezle wymarzlismy. Chyba niewyspanie i zmeczenie po podrozy zrobily swoje. Nie ma sniegu, bo nie padalo od listopada, a nad miastem unosi sie smog. W miescie jest „pusto” (jak na chinskie standardy) bo wielu chinczykow wyjechalo do rodzin swietowac noworoczne wakacje, ktore trwaja tutaj dwa albo trzy tygodnie i sa najwazniejszym swietem w roku. Mieszkamy u Oli i Marco w nowoczesnej dzielnicy Pekinu i z dwudziestego pietra mamy doskonaly widok na cowieczorny spektakl fajerwerkow.
Drugiego dnia, po odespaniu, rozpoczelismy zwiedzanie Pekinu. Pierwsze przeszkolenie z lokalnymi zwyczajami mielismy na targu staroci Pan Jia Yuan na ktory wybralismy sie Ola i Marco. Czego tam nie bylo! Same „cudenka” czyli 1001 drobiazow made in China!
Lekcja numer jeden - Chinczycy z zalozenia nie lubia podawac cen, by moc zmienic je w zaleznosci od potrzeby chwili. Lekcja numer dwa - pomimo iz targujac sie zbijesz cene do polowy i tak zaplacisz cztery razy wiecej niz lokalny. Nie dotyczy to tylko targow ale rowniez taksowek i wielu sklepow.
Lekcja numer trzy, nie wszystko co wyglada dobrze najlepiej smakuje, a co nie koniecznie dobrze wyglada moze byc bardzo smaczne :).
Podczas naszego pobytu dzieki Oli i Marco trafialismy tylko w sprawdzone miejsca gdzie jedzenie bylo wysmienite. Sprobowalismy rowniez kaczki po pekinsku, ktora byla prawdziwa uczta dla zmyslow.
Kolejne dwa dni spedzilismy jezdzac na rowerze i zwiedzajac zabytki. Obejrzeslismy Swiatynie Niebios, Plac Tienanmen i Zakazane Miasto. Nastepnym punktem programu byl Wileki Mur Chinski – wybralismy sie tam z samego rana (2 godziny jazdy poza miastem). Zrobilismy 4,5 godzinna wycieczke od Jinshanling do Simatai. Trasa miala tylko 11 km, ale 33 wieze, schody do kolan i piekne widoki skutecznie nas spowolnily. Koniec pobytu przeznaczylismy na obejrzenie nowoczesnych budynkow Olimpijskich , teatru narodowego oraz spacer waskimi uliczkami starej czesci miasta, zwanymi hutong.
Na koniec ciekawosta. Jako „biali”, w Pekinie (stolica!) stanowilismy turystyczna atrakcje. Bardzo czesto chinczycy ukradkiem robili nam zdjecia, a co odwazniejsi chcieli miec zdjecie z nami. Smiesznie! ;)


picasa gallery
Zobacz nasze zdjecia z Pekinu

Sunday, February 8, 2009

Miasto Lwa

Singapore 26-29.01.2009
Zaraz po wyjsciu z samolotu poczulismy tropikalny klimat: wilgotne, cieple powietrze, bujna roslinnosc , palmy - nic dziwnego, bo Singapur leży zaledwie 137 km na północ od Równika! Panstwo to położone jest na wyspie o powierzchni 572 km² wraz z grupą otaczających go wysepek zajmuje nieco wiecej powierzchni. Podobno mozna go objechac na rowerze w ciagu jednego dnia! My nie probowalismy bo akurat nie mieli w wypozyczalni klimatyzowanych rowerow J. Singapur jest najbardziej, po Japoni, rozwiniętym państwem Azji, co widac po jego mieszkancach, transporcie publicznym i ogolnodostepnym, darmowym internecie.
Nasz przylot przypadl dokladnie na chinski Nowy Rok w tym roku obchodzony 26 i 27 stycznia. Uroczystosci jednak trwaja o wiele dluzej, a Chinczycy biora w tym czasie wolne i podrozuja do rodziny.
Nie mielismy zbyt wiele czasu na zwiedzanie, ale udalo sie nam pojezdzic na rowerze po East Coast Park, odwiedzic dzielnice Little India i China Town, wziac udzial w Night Safarii, obejrzec park ptakow Jurong Bird Park i pospacerowac po dzielnicy biznesowej i nowym waterfroncie.
Bardzo podobalo sie nam nocne safari, czyli zoo dzialajace po zmierzchu i przedstawiajace nocne zwierzeta. Jestesmy pod wrazeniem cieplych wieczorow, dobrego i taniego jedzenia – do wyboru: chinskie, hinduskie, tajskie, malajskie, japonskie... ;). Marzlismy w klimatyzowanych pomieszczeniach i pocilismy sie na zewnatrz. Jako „biali” stanowilismy mniejszosc ale jednoczesnie „ginelismy” w natloku 100 innych nacji.Z zalem opuszczalismy to cieple miejsce wybierajac sie do zimnego Pekinu. Cztery dni to zdecydowanie zamalo zeby wygrzac sie po Irlandii

picasa gallery
Galeria zdjec z Singapuru

Sunday, January 25, 2009

Dubaj

Niech zyja wakacje!!! To juz nasz ostatni dzien w Dubaju i tak jak obiecalismy przed wyjazdem przygotowalismy krotka relacje i kilka zdjec z pobytu tutaj. Rozsiadzcie sie wiec wygodnie, zapraszamy do obejrzenia naszej galerii.
Julia i Leszek dobrze o nas zadbali. Dostalismy liste miejsc wartych zobaczenia i w ciagu tygodnia zdolalismy obejrzec wiekszosc tutejszych atrakcji. Pierwszego dnia wybralismy sie na BIG Bus Tour, czyli autobus ktory wozi turystow po calym miescie i zatrzymuje sie przy najwiekszych atrakcjach. Mozna wysiasc i wsiasc na dowolnym przystanku. Wyruszylismy spod Dubai Mall , centrum handlowego w ktorym znajduje sie sztuczny stok narciarski, gdzie przez caly rok utrzymuje sie temperature -4 stopnie. Po drodze widzielismy Burj Dubaj, obecnie najwyzszy budynek na swiecie [818m]. Jest jeszcze nie ukonczony i byc moze bedzie wyzszy ?! Ostatnim przystankiem bylo Dubai Museum w ktorym zapoznalismy sie z historia miasta i regionu. Wieczorem przeprawilismy sie barka przez Dubai Creek na druga strone starego miasta. Centrum zamieszkuja dzisiaj glownie Hindusi a populacja arabska przeniosla sie do nadmorskich willi i nowo budowanego nowoczesnego miasta. W starym centrum pelno jest sklepikow sprzedajacych mydlo i powido, a wszedobylscy sprzedawcy staraja sie za wszelka cene wcisnac turystom „markowe” zegarki i torebki. Wszystko to odbywa sie przy akompaniamencie spiewu z meczetow.
W ciagu kolejnych dni:
· zwiedzilismy akwarium w hotelu Atalantis, ktory stoi na Jumeirah Palm, sztucznie usypanej wyspie w ksztalcie palmy. Palma jest ogromna i tak naprawde jej ksztalt mozna rozpoznac z powietrza, podobno widac ja takze z kosmosu.
· podziwialismy 5+ gwiazdkowy hotel Burj Al Arab w ksztalcie zagla, znany tu jako 7 gwiazdkowy z ladowiskiem helikoptera i kortami tenisowymi na szczycie.
· Przechadzalismy sie po Madinath Jumeirah Souk,niedawno wybudowanym targu z pamiatkami restauracjami i hotelem. Calosc zalozenia jest otoczona woda i wszystko przypomina mala Wenecje.
· Spacerowalismy po plazy podziwiajac szmaragdowe morze...

Dubai ma duzo zieleni, by powstrzymac pustynie, kazdego dnia zuzywa sie tu ogromne ilosci wody. Chcac zobaczyc jak tu bylo bez wody wybralismy sie na pustynne safari jeepem. Jazda bialym Landcruiserem z napedem na 4 kola robi wrazenie! W przerwach na zlapanie oddechu mozna bylo pokarmic wielblady, podziwiac zachod slonca, a na koniec sprobowac arabskiej kuchni w zaaranzowanej wiosce beduinskiej.

Podsumowujac – Dubaj jest warty odwiedzenia i oferuje wiele atrakcji. Dla nas bedzie to miejsce spotkania kultur arabskiej i hinduskiej w latwym do przyjecia „europeskim wydaniu”. To miasto w ktorym przepych, luksusowe samochody, markowe sklepy i nowoczesne budynki zderzaja sie ze swiatem ciezko pracujacych robotnikow. Podzial spoleczny jest wyrazny, jednak kazdy jest tu z wyboru.Duza atrakcja bylo zobaczyc Arabow w tradycyjnych stojach, uslyszec spiew dobiegajacy z meczetow, sprobowac lokalnego jedzienia, a wszystko to przy idealnej o tej porze roku temperaturze.

Narazie to wszystko, nastepna relacja z Singapuru!